wtorek, 19 lutego 2008

Wprawdzie daleko stąd do Rio de Janeiro…




…ale także tutaj, na północy Chile, ludzie świętują na swój sposób karnawał. I z pewnością nie ma on wiele wspólnego z brazylijskim szałem ciał, ale przecież co kraj to obyczaj. Brazylijczykom każdy kraj może pozazdrościć sukcesów w piłce nożnej i hucznego karnawału, a Chile nie jest w tej kwestii wyjątkiem.


Na początku lutego przypadkiem udało mi się być świadkiem przy obchodach karnawału w małej andyjskiej wiosce na płaskowyżu chilijskim. Wioska ta, o bardzo ciekawej nazwie Machuca (tak, dokładnie tak, jak tytuł znanego filmu Andresa Wooda), znajduje się kilkadziesiąt kilometrów na północ od San Pedro de Atacama i obecnie zamieszkała jest zaledwie przez garstkę ludzi. Znaczna część z nich zdecydowała się opuścić wioskę i wyemigrować do miast, gdzie istnieje większe prawdopodobieństwo zatrudnienia. Lecz każdy z mieszkańców wioski w okresie karnawału i innych ważnych świąt wraca do Machuki na wspólne biesiadowanie.

Uprzedzam: nie będzie tu klimatów jak z Cejrowskiego. Nie będzie szamanów, zaklinaczy wężow ani małpich móżdżków na deser. I mimo że karnawał w wiosce Machuca nie był szczytem egzotyki, to jednak mam pewność, że uroczystość ta w wykonaniu mieszkańców Machuki nie była spreparowanym pod publiczkę występem, tylko autentycznym przejawem krzewienia tradycji. A fakt, że życie i obyczaje współczesnych Indian również powoli ulegają wpływom wszechobecnej globalizacji, nie jest żadnym odkryciem Ameryki.



Ludzie ubrani w normalne dresy i bluzy, popijając piwko z puszek (bo tańsze i mniej pracochłonne niż przygotowanie chichy domowej roboty) ustawiają na środku wioski krzyż zdobiony trawą, kwiatami i chlebem. Przed każdym łykiem piwa czy wina, spluwają na ziemię lub podlewają nim krzyż, ku czci Pachamamy (Pachamama lub Matka Ziemia – w kulturze inkaskiej jest boginią ziemi, zapewniającą żyzność pól i płodność). Mieszkańcy Machuki niewinnie i niepostrzeżenie mieszają dwie religie: prekolumbijską i katolicką. Religia, w której czczą Pachamamę, przeplata się swobodnie i uzupełnia z wiarą w Chrystusa narzuconą przez kolonizatorów i misjonarzy hiszpańskich. Skąd bowiem krzyż na środku wioski i jednoczesne śpiewy ku czci inkaskiej boginki?

Najważniejsza osoba we wiosce intonuje pieśni, podczas gdy pozostali wtórują jej “tańcem”. Choć czy można nazwać to tańcem, sami ocenicie.





Według badań Narodowego Instytutu Statystyki (El Istituto Nacional de Estadísticas, INE) przeprowadzonych w 2002 roku zaledwie 4,6% ludności chilijskiej to ludność rdzenna. Cztery spośród nielicznych już grup etnicznych zamieszkujących Chile znajdują się na północy kraju: Indianie Aymara (ok. 48000 osób), Atacameños (ok. 14000), Quechuas (ok. 6000) i Collas (ok. 1700 osób).

Indianie Aymara zamieszkujący chilijskie tereny płaskowyżu (wys. 4000 m n.p.m.) oprócz Pachamamy uznają także duchy gór (los mallkus). Każdy mallkus lub duch, który mieszka we wnętrzu gór ma swoje własne imię. Góry mogą być rodzaju żeńskiego lub męskiego, a większość świąt im zadedykowanych ma miejsce w miesiącu lutym. Uroczystości ku czci Pachamamy natomiast odbywają się w okresie siewu i żniw.


Machuca


1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Prawie jak Rio ,tylko nie te tancerki.
Filmik super, trochę klimatu