piątek, 26 października 2007

Miłosny trójkąt: Iwaszkiewicz – Neruda – ZSRR





Neruda, 1969
foto: Luis Poirot


Wracam do tematu literatury. Tym razem bardziej polskiej niż chilijskiej, jednak od tej ostatniej na pewno nie uda się uciec. I znów będzie o Nerudzie, ale tym razem tylko kilka słów.

Czytając „Listy z podróży do Ameryki Południowej” Iwaszkiewicza natknąć się można na pewien ciekawy epizod w jego życiu. Wiosną 1953 roku Iwaszkiewicz (prawie sześćdziesięcioletni) wybiera się na Kongres Kultury w Santiago de Chile i w związku z tym postanawia spędzić w tym „wielkim i raczej brzydkim mieście” (Iwaszkiewicz) dwa tygodnie. W latach pięćdziesiątych taka podróż była co najmniej egzotyczna, dlatego też Iwaszkiewicz stara się zanotować wszelkie swoje wrażenia i obserwacje podczas tego krótkiego pobytu, by przybliżyć polskiemu czytelnikowi tak daleki i nieznany właściwie kraj.

Czytając listy, które Iwaszkiewicz pisał pod wpływem emocji i „na gorąco”, można zwrócić uwagę na pewne bardzo silnie zaakcentowane motywy:

1) sposób autoprezentacji polskiego prozaika (postać dość ekscentryczna i pewna siebie)

2) przywileje, z których korzysta jako literat kraju „zaprzyjaźnionego” z ZSRR

3) opis jego przyjaźni z Pablem Nerudą

4) przedstawienie Nerudy jako obrońcy pokrzywdzonych

5) fascynacja Iwaszkiewicza i Nerudy Związkiem Radzieckim

Przykuje uwagę na pewno fakt, że wszelkie obserwacje i wrażenia spisane przez Iwaszkiewicza są niezwykle trafne, mimo, że jego pobyt w Santiago był bardo krótki. W zasadzie oprócz pewnych danych statystycznych, które w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat uległy nieuniknionym zmianom (np. to, że Santiago nie liczy już półtora miliona mieszkańców, a Chile pięciu milionów – swoją drogą porażający jest przyrost demograficzny w tak krótkim czasie! Chile ma dziś ponad piętnaście milionów mieszkańców) spostrzeżenia Iwaszkiewicza dotyczące mentalności społeczeństwa chilijskiego wydają się być aktualne nawet dzisiaj.

Pierwsze wyzwanie, któremu musi sprostać Iwaszkiewicz jest brak znajomości języka hiszpańskiego, albo lepiej:

Muszę sobie jakoś dać radę w obcym mieście, bez języka. Bo, jak powiadam, mówię po hiszpańsku, ale językiem Nerudy, a to się z tragarzem i z taksiarzem na niewiele przydaje.”

Na brak znajomości na szczęście Iwaszkiewicz nie narzeka, wręcz przeciwnie: „W biurze przygotowań do Kongresu straszliwe zamieszanie. Moje przyjście wzbudziło prawdziwą sensację, wyrywają mnie sobie z rąk do rąk, mnóstwo znajomych (...) zaraz się zabierają do mnie...”.

Często jada obiadki w domu Nerudy [ „Widuję się w tych dniach dość często z Nerudą. Jest to zadziwiająca indywidualność. (...) Mieszkanie Nerudy już znam; jest prześliczne i jakieś takie nieprzeciętne...”], rozmawiając głownie po francusku i niemiecku, prowadząc długie dyskusje na temat ograniczeń tłumacza i braku możliwości oddania atmosfery w przekładzie poezji z jednego języka na drugi. Neruda, podczas wspólnych spotkań, „nie może mówić o niczym innym, jak tylko o swoich wierszach i o ich działaniu”.

Obaj panowie, których autorytetu w dziedzinie pisarstwa nie śmiem podważać, okazują się postaciami mocno skoncentrowanymi na swojej własnej osobie. Można to śmiało odczytać z tonu, w jakim sam siebie prezentuje Iwaszkiewicz, jak i sposobu, w jaki opisuje on Nerudę, poetę, którego nie trzeba długo namawiać, by w gronie ludzi zaczął recytować któryś ze swych wierszy.

Oto jeszcze parę innych spostrzeżeń na temat chilijskiego noblisty:

Neruda, jak większość jego kompatriotów, ma krew indiańską w żyłach. Jako człowiek z ludu, obrońca ludu, całym sercem jest po stronie trzebionych, prześladowanych, mordowanych Indian (...). Z drugiej strony cała sztuka Nerudy oparta jest na wzorach hiszpańskich, język i kultura Nerudy są hiszpańskie.” Stąd też może się brać wrażenie rozdźwięku w opisie pewnych procesów historycznych, zwłaszcza w „Canto General” (wydanie polskie z 1954 roku - "Pieśń powszechna").

Iwaszkiewicz odnotowuje z pasją, jaką to sympatią Neruda daży ludzi prostych, robotników w kopalniach miedzi i saletry, rybaków oceanicznych, chłopów z pampy, marynarzy, którzy troszczyli się o wyjazd Nerudy z portu w Valparaiso, w czasach, gdy prześladowany poeta musiał się ukrywać. „Prawdziwie krwią serca pisane są te strofy poematu, w których Neruda mówi o ich pracy, nędzy, walce, i w których wspomina tych, którzy w tej walce padli”.

Iwaszkiewicz zachwyca się stylem Nerudy, w którym odnajduje cechy typowe dla realizmu socjalnego: „Sylwety robotnic i robotników narysowane są jak piórkiem (...), są arcydziełami prostoty i realizmu poetyckiego. Szereg prawdziwych postaci robotniczych, spotkanych przez Nerudę na drogach i bezdrożach Ameryki, żyje na tych kartach życiem dotykalnym, nędznym i umęczonym, ale pełnym nadziei i wiary w przyszły triumf sprawiedliwości”. Tu już Iwaszkiewicz rozpłynął się zupełnie w swoim uwielbieniu dla socrealu! A oto ciąg dalszy:

Zarówno oczy tych poniżonych i wyzyskiwanych jak i oczy poety zwracają się z wielką miłością i ufnością ku Związkowi Radzieckiemu, temu symbolowi, ukochanemu przez wszystkich gnębionych na całej ziemi. Słowa Nerudy poświęcone Stalinowi, Krajowi Rad – twórcom i piewcom Rewolucji Październikowej są może najbardziej gorącymi słowami w całej książce („Canto General” – przyp. aut.). Równie gorąca jest nienawiść, jaką dyszy poeta chilijski do wszystkiego, co ciemne, wsteczne, hamujące bieg ludzkości naprzód; ostre diatryby przeciwko imperializmowi, przeciwko faszyzmowi, przeciwko kapitałowi jankesowskiemu, omotującemu w swe przemyślne sieci piękne ziemie Ameryki Łacińskiej, są palące i gwałtowne, mocne i odważne, jak rzadko u którego poety.”

Słowa poświęcone Stalinowi, o których wspomina Iwaszkiewicz, są zawarte w pewnym bardzo długim poemacie poświęconym miłości do Stalingradu.
Oto poemat na cześć żołnierzy sowieckich Canto de amor a Stalingrado (1942):

NUEVO CANTO DE AMOR A STALINGRADO


Mi voz estuvo con tus grandes muertos
contra tus propios muros machacados,
mi voz sonó como campana y viento
mirándote morir, Stalingrado

(cały poemat)

Jak widać fascynacja ZSRR połączyła chilijskiego noblistę i naszego Iwaszkiewicza.

I po raz kolejny próbuję podkreślić to, co jest dla mnie dosyć ważne, znaleźć te momenty w historii i kulturze Polski i Chile, które oddają pewne pokrewieństwa i bliskość obu tych narodów, mimo dzielącej ich odległości. Powiązań kulturalnych oraz postaci, które są świadectwem tego, jak wiele nas łączy.

1 komentarz:

niewiasta67 pisze...

Szanowna Pani,
Za późno, żeby ten komentarz był przeczytany, bo wiele czasu minęło od napisania Pani artykułu. Mimo to napiszę. Pani blog bardzo mi się podoba i czytam go z pasją, mogąć się dowiedzieć wielu niezmiernie ciekawych rzeczy na temat Chile, które mnie interesuje. Ale powyższy Pani wpis na temat Iwaszkiewicza wysławiającego komunizm/socrealizm itp. jest bardzo krzywdzący! On tę książkę ("Listy z podróży do Ameryki Południowej")musiał napisać w ten sposób, jako poseł i osoba publiczna w PRL i na dodatek w latach 50-tych.
Pozdrawiam