piątek, 19 października 2007

Exodus filmowców




fotografia ze zbioru portalu Memoria Chilena


Do refleksji na temat chilijskiego kina na uchodźstwie skłoniła mnie krótka nota, którą można przeczytać na oficjalnej stronie pani prezydent Chile Michelle Bachelet. Między jedną informacją o audiencji, której wczoraj udzielił jej papież Benedykt XVI a drugą o tym, że właśnie podpisano projekt reformy konstytucyjnej dla uznania ludności rdzennej, można było przeczytać, że Michelle Bachelet była obecna podczas wręczenia prestiżowej nagrody reżyserowi Raoulowi Ruiz w dniu rozpoczęcia II Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Rzymie (18 – 27.10.2007).
(W ramach festiwalu odbędzie się również niezwykła retrospektywa filmów chilijskiego twórcy: w ciągu nie całych dwóch tygodni można będzie obejrzeć prawie 50 jego dzieł).
Ten chilijski twórca kina, o którym niedawno można było więcej przeczytać nawet w Polsce, w związku z premierą jego filmu pt. „Klimt”, swoje pierwsze sukcesy na międzynarodowa skalę zaczął odnosić dopiero na obczyźnie (jak łatwo się domyślić – po ’73).

Jest to zjawisko typowe, że brak wolności słowa we własnym kraju skazuje na wygnanie wielu artystów poza jego granice. I nie warto nawet wymieniać polskich przykładów takiego stanu rzeczy, bo są one zbyt liczne i zbyt ewidentne. Powiem tylko, że Chile ma na swoim koncie sporą grupę artystów, którzy dopiero za granicą mieli możliwość rozwinąć skrzydła i uzyskać uznanie (niestety zazwyczaj najpierw wśród zagranicznej krytyki i publiczności, a dopiero później wśród „swoich”). Ziemią obiecaną dla chilijskich uchodźców były głównie kraje europejskie (Francja, RFN, Szwecja, Finlandia), Kanada, Związek Radziecki i Kuba - kraje, w których istniało zainteresowanie osobliwą sytuacją polityczną w Chile.

Wystarczy wymienić paru twórców kina: Miguel Littin (reżyser słynnego filmu „Actas de Marusia”), Helvio Soto („Llueve sobre Santiago”), Antonio Skármeta (bardziej znany jako pisarz niż jako reżyser) Alejandro Jodorowsky (twórca teatru panicznego z Rolandem Toporem i teorii psychomagii, reżyser pamiętnego filmu „Święta krew”, znawca tarota), oraz wspomniany Raoul Ruiz, którego większość filmów to koprodukcje Francja/Włochy/Szwajcaria/Portugalia/Niemcy/UK (choć w niektórych przypadkach koproducentem było również Chile). Nie pomijam również najbardziej znanych dla polskiego czytelnika pisarzy: Luisa Sepúlvedy i Isabel Allende (Sepúlveda żyje dziś w Hiszpanii, a Allende w Stanach Zjednoczonych). Pominę tylko liczbę sprzedanych kopii i języków, na jakie zostały przetłumaczone ich książki, bo mogłyby one niektórym tylko zakręcić w głowie.

Wielkim plusem tego twórczego exodusu (żartobliwie zwykło się mawiać, że uchodźcy po ’73 mieli szczęście otrzymać „beca Pinochet”, czyli stypendium zagraniczne ufundowane przez Pinocheta. Dla mnie osobiście jest to przejaw czarnego humoru. Albo angielskiego – nie bez powodu Chilijczycy są uznawani za Anglików Ameryki Południowej, i to nie tylko dlatego, że ich tydzień pracy jest znacznie dłuższy niż w innych krajach latynoskich) była niezwykła płodność (filmowa) chilijskich reżyserów. Podczas dekady 1973 – 1983 zostało nakręconych 178 filmów! Ten rekord nie został nigdy pobity.


Nie można się jednak dziwi
ć temu exodusowi chilijskich twórców filmu, gdy pomyśli się, że już 11 września 1973 grupy wojskowych wkroczyły do Centrum Filmowego Chile Films i spaliły tysiące metrów klisz filmowych. Pospieszono się również z zamknięciem szkół filmowych na uniwersytetach. Spośród wszelkich form ekspresji, to właśnie kino zostało poddane najostrzejszym represjom w czasie reżimu Pinocheta. Dlaczego właśnie kino? Odpowiedzi można się domyślić czytając reguły zawarte w „Manifeście filmowców chilijskich”, który zawierał następujące wytyczne:


Manifest filmowców partii Unidad Popular:

FILMOWCY CHILIJSCY: nadszedł moment, by wraz z naszym ludem rozpocząć wielkie zadanie tworzenia socjalizmu.

- jest to moment, by zacząć bronić naszych wartości, tożsamości kulturalnej i politycznej

- nie damy się dłużej tłamsić przez klasę dominującą

- dosyć już używania wartości narodowych jako poparcia reżimu kapitalistycznego

- musimy rozpocząć drogę tworzenia kultury ludycznej i wyzwolonej

- długa walka naszego ludu do emancypacji wskaże nam drogę

- chilijska flaga jest flagą walki i wyzwolenia, własnością ludu

- bohaterem będzie każdy anonimowy górnik, lub rolnik, który umarł pewnego ranka nie zrozumiawszy do końca sensu swego istnienia

- przeciwko kulturze anemicznej, która jest pokarmem elity drobnomieszczańskiej, dekadenckiej i sterylnej, mamy zamiar stworzyć kulturę NARODOWĄ i REWOLUCYJNĄ.

Wg powyższych założeń deklarujemy, że:

1) Oprócz tego, że jesteśmy filmowcami, jesteśmy ludźmi zobowiązanymi do tworzenia socjalizmu

2) Kino jest sztuką

3) Kino chilijskie musi być sztuką rewolucyjną

4) Przez sztukę rewolucyjną rozumiemy to, co rodzi się ze współpracy artysty i ludu połączonych wspólnym celem: wyzwoleniem.

5) Uważamy, że kino oddalone od wielkich mas staje się produktem dla elity drobnomieszczańskiej, która nie jest w stanie być motorem historii

6) Każdy Chilijczyk ma jednakowe prawo do dostępu do kina

7) Środki produkcji filmowej powinny być dostępne w jednakowy sposób dla wszystkich filmowców. Prawo ekspresji artystycznej nie jest przywilejem niewielu, lecz należy jednakowo do wszystkich

8) Lud, który posiada kulturę, jest ludem walczącym i wyzwalającym się.

CINEASTAS CHILENOS VENCEREMOS

Na podstawie : « Manifiesto de los cineastas de la Unidad Popular »

Plano secuencia de la memoria de Chile : veinticinco años de cine chileno (1960-1985) / Jacqueline Mouesca. Madrid : Eds. del Litoral, impresión de 1988 (Santiago : Tamarcos)

Długość i szerokość geograficzna, nawet w okresie, kiedy świat jeszcze nie był globalną wioską, okazują się niczym wobec socjalistycznych postulatów.

Brak komentarzy: