niedziela, 28 października 2007

Przeprowadzka à la Chiloé



wyspa Chiloé
X Region de los Lagos (X Rejon Jezior)


Ten wpis kieruję w szczególny sposób do mojego brata, który wraz ze swoją żoną upodobał sobie coroczne przeprowadzki z jednego domu do drugiego, z czego jednak nie jest za bardzo zadowolony. Marcin, czy nie warto by było pomyśleć o wprowadzeniu pewnych reform à la Chiloé?

Chiloé (Isla Grande de Chiloé) jest największą wyspą w Archipelagu Chilijskim i drugą co do wielkości wyspą Chile (pierwszą jest Wyspa Wielkanocna), leżącą na Pacyfiku. Jest długa na 180 km i szeroka na 50.

Kiedy rodzina zamieszkująca Isla Grande de Chiloé ma zamiar przeprowadzić się, nie zmienia domu, nie wynosi wszystkich mebli, ubrań, książek itp., nie pakuje ich w pudła ani nie ładuje do furgonetki wynajętej tylko w tym celu. Na wyspie Chiloé przenosi się po prostu... cały dom. W tym celu zbiera się grupa ludzi, którzy z pomocą wołów ciągnie cały dom w stronę morza, ponieważ zazwyczaj celem przeprowadzki jest umiejscowienie domu na innej wyspie. Dom zbudowany z drewna i umieszczony na drewnianych kłodach staje się na morzu tratwą, ale mimo wszystko trzeba uważać, żeby się nie przewrócił.

Tradycyjna minga chilota. Niedaleko Ancud. 1994.
foto: Julio Donoso


Tradycja ta znana jest pod nazwą minga chilota i praktykuje się ją do dzisiaj (choć rzadziej niż kiedyś). Podtrzymuje ona również więzi międzyludzkie, daje poczucie solidarności (główna cecha mieszkańców Chiloé) i jednocześnie daje upust talentom muzycznym i poetyckim mieszkańców wyspy. Podczas mingi ludzie ciągnący wraz z wołami domy swoich sąsiadów śpiewają pieśni dla podtrzymania tradycji. Ale warto dodać, że słowo minga nie oznacza tylko przeprowadzki. Minga jest charakterystyczna dla mieszkańców Chiloé, którzy używają tego słowa za każdym razem, kiedy sąsiad prosi sąsiada lub całą wspólnotę o pewną przysługę czy pomoc. Może to być pomoc przy zbiorach lub przy budowie domu, jednak prawdą jest, że najsłynniejszą (i najbardziej widowiskową) mingą z Chiloé jest ta związana z przeniesieniem domu na inną wyspę lub w inny rejon tej samej wyspy.

Minga to nie tylko bezinteresowna pomoc, której udzielają sobie nawzajem wyspiarze, jest to cała ceremonia. Podczas gdy mężczyźni są zajęci przenoszeniem domu, kobiety przygotowują typowy posiłek o nazwie curanto. Po udanej przeprowadzce wyspiarze świętują jedząc pieczone mięso, curanto i popijając to wszystko cziczą (chicha) z jabłek. Takie wyspiarskie „parapetówy” nie kończą się rzecz jasna na jedzeniu i piciu: wszyscy tańczą w rytm muzyki granej na żywo na akordeonach, gitarach i innych typowych instrumentach z Chiloé (np. violines chilotes). Minga jest dla wyspiarzy największym wyrazem solidarności społecznej. Co ciekawe, nie przenosi się tylko domów, ale i szkoły, a nawet kościoły. Można sobie wyobrazić taki kościół płynący niczym tratwa na morzu, między jedną wyspą a drugą!

Ale minga to nie tylko wspólnotowe święto tańca i hulanek ani malownicze kościółki unoszące się na lodzie. Oto na przykład znajduję pewien artykuł w gazecie „La Cuarta” z 14 września 2006 roku (dowód na to, że minga nie należy do reliktów przeszłości): „Dwunastoletni chłopiec zginął na Isla Grande de Chiloé podczas gdy pomagał przy przeprowadzce starej szkoły z miejscowości Molulco, o 35 km od Quellón. Marcelo Huanteo Solís, uczeń szóstej klasy szkoły podstawowej szedł przy wołach, które ciągnęły szkołę ustawioną na drewnianych kłodach. W pewnym momencie jedna kłoda uniosła się i uderzyła chłopca w głowę. Chłopiec upadł i został przygnieciony przez dźwiganą konstrukcję. Zginął w szpitalu w Puerto Montt”.

Pomijając ten tragiczny epizod, warto podkreślić jeszcze raz, że tradycja mingi odzwierciedla to, czym naprawdę jest wyspa Chiloé: tam ludzie pracują wspólnie, w silnym poczuciu wspólnoty i solidarności, a ich postępowanie jest podporządkowane chęci osiągnięcia wspólnego celu.



Stare domy zbudowane na palach
Castro, Chiloé, 1989
foto: Héctor Lopez

Oto dwa krótkie filmy z youtube:





6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Chiloe to chyba moje ulubione miejsce w Chile. Nawet sie kiedys rozwazalem mozliwosc zamieszkania tam. Wyspa jest magiczna. I to w kazdym tego slowa znaczeniu.

Aleksandra pisze...

Czesc Tierralatina,
myslisz o jakims konkretnym miescie? Mam pewnych znajomych (psychiatrzy z Santiago), ktorzy pracowali tam w szpitalu przez rok (Castro). Pamietam, ze opowiadali mi, ze jako psychiatrzy mieli pelne rece roboty: z powodu wiecznych deszczy i wielkich odleglosci, ktore dziela jedna wies od drugiej, latwo tam o depresje. Opowiedzieli mi rowniez, ze podczas calego roku, ktory tam spedzili, moze przez jeden miesiac nie padalo. No ale rekompensata bylo jednak to, ze ich pensje byly znacznie wyzsze niz te, ktore dostawali w Santiago (pracujac rowniez jako psychiatrzy).
Te deszcze troche mnie odstraszyly. Ale planuje tam pojechac moze w grudniu. Pewnie nie na stale...
A o jakim miescie myslales mowiac, ze chcialbys tam zamieszkac?

Anonimowy pisze...

A czemu musi byc to miasto? Zwlaszcza, ze na Chiloe roznica miedzy miastem i wsia jest dosc nikla.

PS. Nigdy mnie nie zmoczylo na Chiloe. Nawet kropli deszczu tam nie widzialem. :)

Aleksandra pisze...

czesc Tierralatina,
Oczywiscie nazywajac Castro lub Ancud miastem nie mialam zamiaru ich porownywac do miast takich jak Santiago (zwazywszy, ze oba te miasta nie maja nawet 30 tys mieszkancow), lecz w porownaniu do innych wsi na wyspie, sa juz one jednak dosc duze. Zastanawialam sie, czy wolalbys mieszkac na stale w tych "metropoliach" wyspy Chiloe, czy raczej gdzies na zupelnym odludziu. I na przyklad wiesc zycie w stylu bohaterow ksiazek Francisco Coloane. To by moglo byc dosc ciekawe.
pozdrawiam

Anonimowy pisze...

W Castro, w jednym z tych domow na palach nad samym morzem chyba moglbym mieszkać... :)

Aleksandra pisze...

Wlasnie przeczytalam Twoj ostatni post na blogu. Bardzo mi z tego powodu przykro, bo choc slabo sie znamy, to jednak takie sytuacje jakos zmniejszaja dystans miedzy osobami (nawet jesli te w ogole sie nie znaja). Pewnie, bedac w Polsce (szcegolnie w listopadzie) mozna sobie pomarzyc o Chiloe i Castro. Z perspektywy Europy wyspa ta jawi sie jako jeszcze bardziej magiczna... Ja juz licze dni do odlotu, w srode wracam do Santiago, a dni wloka sie i wloka...Trzymaj sie, trzymam kciuki.