wtorek, 4 grudnia 2007

Studia dla bogaczy



Universidad de Los Andes

Czy stopień zamożności idzie w parze z inteligencją? Niekoniecznie, a raczej na pewno nie. Za to w Chile można się przekonać, że im masz więcej pieniędzy tym lepsze wykształcenie (choć na pewno nie jest to typowe tylko dla Chile). Bez pieniędzy nie można tu nawet pomarzyć o studiach. Wprawdzie istnieją stypendia socjalne i naukowe, ale nie zawsze jest tak łatwo jest zdobyć.

Na przykład na Uniwersytecie Chilijskim (Universidad de Chile), żeby uzyskać stypendium socjalne zarobki rodziców nie mogą przekroczyć 130 000 pesos czyli ok. 600 zł miesięcznie. To bardzo mało, nawet jak na Chile, i choć jest spora grupa ludzi, którzy rzeczywiście tyle zarabiają, to chyba oni właśnie rzadko mają aspiracje związane z wykształceniem wyższym. A ci, których zarobki przekraczają podany limit mogą pożegnać się z nadzieją na stypendium socjalne.

Mogą za to ubiegać się o stypendia naukowe, które polegają na tym, że obniża im się czesne np. o 30 lub 40% (albo więcej) w zależności od ocen. W ten sposób można sobie obniżyć koszty czesnego, lecz niech nikt nie wpada w zachwyt myśląc o hojności chilijskich uniwersytetów, bo trzeba wziąć pod uwagę, że czasami takie miesięczne czesne wynosi nawet ok. 320 000 pesos (przykład dotyczy Medycyny na Universidad de Los Andes) czyli ok. 1 700 złotych (podkreślam: miesięcznie!).

W takiej sytuacji spora grupa studentów bierze kredyty studenckie, aby opłacić piekielnie wysokie czesne, a zaczyna je spłacać po zakończeniu studiów. Może i jest to rozwiązanie, ale tylko w przypadku opłacalnych kierunków, takich jak inżynieria czy medycyna, w przypadku których ma się prawie stuprocentową pewność, że znalezienie pracy nie będzie problemem, a zarobki w szybkim tempie pozwolą spłacić kredyt (który czasem można spłacać nawet przez 20, 30 lat, w zależności od tego w jakich ratach ustali się go płacić). I tak uważam, że dla młodego magistra, który dopiero co wchodzi w życie i ma plany założenia rodziny, spłata takiego kredytu to jeden wielki koszmar, mimo to wielu Chilijczyków wybiera właśnie taką formę opłaty za studia. O wiele tragiczniej wygląda sytuacja studentów kierunków humanistycznych, których studia wprawdzie kosztują mniej, ale i tak w momencie, kiedy kończą karierę naukową, w większości znajdują się w sytuacji bez wyjścia: o pracę trudno, albo zarobki komicznie niskie, a do tego kredyt do spłacenia jak zmora unosząca się w powietrzu.

Co ciekawe, w Chile żaden uniwersytet nie jest bezpłatny. Nawet na państwowych uczelniach Universidad de Chile i Universidad de Santiago płaci się miesięczne czesne, które czasami jest niewiele niższe niż to na uniwersytetach prywatnych. A tych ostatnich w samym Santiago jest niezliczona ilość. Niemalże na każdym skrzyżowaniu (to oczywiście drobna przesada) znajduje się budynek niepublicznej uczelni. Oczywiście nie warto nawet zadawać sobie pytania na temat jakości takich uczelni, które w ostatnich latach wyrosły jak grzyby po deszczu. Można na nich studiować najróżniejsze kieruki, specjalizacje, o których się nam nawet nie śniło, no i oczywiście słono płacić za dyplom uczelni, która może splajtować po paru latach, kiedy przestanie przynosić korzyści materialne. Niewątpliwie nie można zarzucić prywatnym uczelniom jednego: nieumiejętności promowania się. W metrze, na przystankach, na wielkiech billboardach i we wszelkich mediach widnieją reklamy przyciągające młodych Chilijczyków żądnych wiedzy na łono prywatnej uczelni. Oczywiście to sami studenci, płacąc tak słone czesne, umożliwiają uczelniom wielkie kampanie reklamowe. Uniwersytety niepubliczne (każda placówka niepaństwowa ma prawo nazywać się uniwersytetem) przekształciły się w dochodowy biznes, na którym można zarobić bardzo poważne pieniądze. Dlatego właśnie w grudniu, w okresie, w którym licealiści zdają egzamin dojrzałości, każda z uczelni zawzięcie walczy o pozyskanie jak największego numeru nie studentów lecz klientów, którzy najczęściej z kieszeni rodziców będą napędzać ten bestialski „uczelniany” biznes.

Kiedy opowiadam o państwowych uniwersytetach w Polsce, nie każdy potrafi w to uwierzyć. Tutaj panuje przeświadczenie, że im więcej płacisz, tym lepsze masz wykształcenie. Dlatego na przykład lepiej nie iść na „bolszewicki” (jak uważają niektórzy) Universidad de Santiago, bo zbyt wiele na nim strajków i buntów studentów, lepiej zapisać się na Universidad de Los Andes (uniwersytet sponsorowany przez Opus Dei), w snobistycznej dzielnicy na peryferiach Santiago, do którego bogaci studenci przyjeżdżają swoimi autami. Na tym uniwersytecie nikt nie strajkuje. Dlaczego? Bo jak ja bym miała płacić 1 700 zł za miesiąc nauki, to też szkoda by mi było każdego dnia na strajk.


Przyjemnie studiować w takiej atmosferze.
Trzeba za to jednak słono zapłacić.
Universidad de Los Andes
(Opus Dei)








Reklamy prywatnych uczelni w codziennej prasie.
Cennik kierunków,
jak w liście dań.



11 komentarzy:

Anonimowy pisze...

O cholera... No to wlasnie moje plany postudiowania w Chile stanely pod znakiem zapytania.

Anonimowy pisze...

ale wolalabys studiowac w Chile, we Wloszech, czy w Polsce

Aleksandra pisze...

@confusao:
rozumiem. Moim zdaniem o wiele przyjemniej (pod wzgledem finansowym a takze ze wgledu na prestiz) jest jednak studiowac w krajach europejskich. Tym bardziej, ze tu w Chile majac dyplom europejskiej uczelni jest sie lepiej postrzeganym, niz np. majac dyplom chilijskiej uczelni i szukajac pracy w Europie.
Wiec tu lepiej jednak przyjechac z europejskim papierkiem

@anonimowy:
nigdy nie bede zalowac, ze studiowalam we Wloszech. To w koncu tutaj poznalam Chilijczyka!

Anonimowy pisze...

Mala poprawka - La Católica nie jest uniwersytetem publicznym. To prywatna, nalezaca do Kosciola Katolickiego uczelnia.

Panstwowe sa Universidad de Chile, Universidad de Santiago de Chile, Universidad Metropolitana de Ciencias de la Educación, Universidad Tecnológica Metropolitana i kilkanascie uczelni regionalnych. Wszystkie publiczne uniwersytety sa zrzeszone w: http://www.universidadesestatales.cl/

Anonimowy pisze...

Alez ja nie mam planow studiowania w Chile w pelnym zakresie. W czerwcu powinienem byc magistrem jednego kierunku na jednej polskiej uczelni, tymczasem na drugim moim kierunku, z ktorego to wyslano mnie na roczne stypendium do Hiszpanii, chcialem za dwa lata wyjechac na polroczne stypendium do Santiago, co jest zreszta tylko pretekstem, zeby posiedziec w AmLac przez poltora roku. W zwiazku z czym za pol roku mialem sie zabrac za zalatwianie umowy pomiedzy Universidad de Chile, a UW.
Ale niestety, znajac moja uczelnie, jezeli studia sa platne, to nawet jezeli uda mi sie taka umowe zalatwic, to bez stypendium dla mnie. Albo bede sobie musial znalezc sponsora, albo mocno pooszczedzac przez rok.

Anonimowy pisze...

no coz zeby to jeszcze w parze z tym co w glowie sie ma szlo to rozumiem a tu klops.
swoja droga jakis mam sentyment do odrapanych budynkow poznanskiego uniwersytetu, ktory dal mi szanse zdobyc niezbedna wiedze:-)
pozdrawiam Ciebie bardzo serdecznie odezwij sie na maila prosze!

Aleksandra pisze...

@tierralatina:
masz racje z tym katolickim uniwersytetem. Dzieki za kazda merytoryczna poprawke ;)

Anonimowy pisze...

Witam! Za 3 miesiące przeprowadzam się do Chile. Mam 22 lata, skończyłam w Polsce licencjat i szczerze powiem szukałam kogoś kto mieszka w Chile i ma pojęcie na temat studiów i życia. Jeśli znajdziesz chwilę czasu napisz do mnie. Chcę studiować na Universidad de los Andes. To mój mail ed1@interia.pl
pozdrawiam edyta

Bonusy Bez Depozytu pisze...

Robi wrażenie, i otoczenie niebanalne )))

Anonimowy pisze...

Nasze prawuski zamierzają to zrobić i w Polsce

sprawdź pożyczkodawców pisze...

To naprawdę niesamowita sprawa. Wydaje mi się, że cały świat będzie się rozwijał, jeśli dostanie odpowiedni bodziec finansowy i ekonomiczny. Fajnie, że coraz lepiej żyje się w Polsce, czekają nas fajne czasy.