W wyborach z 1964 roku rywalem Salvadora Allende w wyborach prezydenckich był Eduardo Frei, który w swojej kampanii wyborczej mógł liczyć na wsparcie głównych mediów: radia, telewizji i prasy oraz rzeszy psychologów, socjologów, specy od reklamy i marketingu.
Kampania Salvadora Allende okazała się nieco uboższa w środki finansowe, ale za to bardziej oryginalna. Grupa młodych ludzi popierająca socjalistycznego kandydata postanowiła wypisać hasła wyborcze bezpośrednio na murach Valparaiso, używając farb do malowania statków, które udało jej się zdobyć w porcie. Niestety efekt nie był pomyśly na tyle, na ile oczekiwali tego jego pomysłodawcy: propagandowe napisy zniszczyły wiele zabytków, a ludzie zaangażowani w ten projekt zostali nazwani wandalami.
I na tym mogłoby się skończyć, gdyby nie pomysł pewnego studenta architektury, Osvaldo Strangera, na przedstawienie haseł politycznych w sposób bardziej wysublimowany i artystyczny. I tak właśnie powstał pierwszy “mural”, namalowany w ciągu jednej czerwcowej nocy 1963 roku, przy avenida España w Valparaiso.
Idea malowania na murach szybko przeniosła się także do Santiago: każdego ranka można było przeczytać lub obejrzeć coś nowego, efekt nocnej propagandy politycznej. Na przykład na deklarację Freia: „50 000 zapomóg finansowych dla biednych dzieci” szybko odpowiedzieli ludzie Allende umieszczając obok napis: „Za rządów Allende nie będzie biednych dzieci” itd. Każdej nocy malowidła rozrastały się coraz bardziej. I na takich zasadach funkcjonowały kampanie wyborcze.
Do dzisiaj Valparaiso jest stolicą murales: na każdym ze wzgórz, na którym jest położone to miasto, ściany domów pomalowane są w fantazyjny sposób, choć te współczesne malowidła niekoniecznie mają polityczny wydźwięk. Są bardziej wyrazem anarchistycznej duszy jego mieszkańców i atmosfery panującej w tym mieście.
3 komentarze:
Bardzo spoko wrzuty. Az mi sie glupio zrobilo - za pare dni wracam do Granady, lapie aparat w reke i ide robic rownie dobre prace.
A ja czekam na efekty! Bo ostatnio rzadko cos umieszczales na swoim blogu, az w koncu dzis rano odetchnelam, bo zauwazylam nowy wpis!
Czekam na kolejne!
Bo od prawie dwoch tygodni jestem w Polsce. Ostatnie zdjecie to z podrozy po Afryce Wschodniej, akurat robilem porzadki na dysku zewnetrznym i uslyszalem o tym kosciele w Kenii, wiec wrzucilem.
Prześlij komentarz