niedziela, 25 listopada 2007

Bogaty Trzeci Świat




Mówi się, że poziom życia w krajach europejskich należy do najwyższych na świecie i na pewno dużo jest w tym prawdy. Lecz nie zawsze poziom życia przeciętnego Polaka jest zbliżony do poziomu życia mieszkańca np. Lukermburga czy Irlandii. Mimo że zwykło się mówić o Chile jak o kraju Trzeciego Świata, wartość Produktu Krajowego Brutto Polski i Chile jest bardzo podobna (PKB per capita, wg PPP: Polska 16 599 USD, Chile 13 745 USD. Dla porównania Luksemburg 87 400 USD, Peru 7 410 USD. Szacowane na 2007 rok). Tak więc bliżej nam do Trzeciego Świata, niż mogłoby się nam wydawać i niż byśmy tego chcieli.

Jednak to, co charakteryzuje kraje Trzeciego Świata, to przede wszystkim nierówna dystrybucja bogactwa. Dlatego też w Chile rzucają się w oczy ogromne dysproporcje w poziomie życia mieszkańców tego kraju. Bogaci Chilijczycy są BARDZO bogaci, a biedni są BARDZO biedni. Tego w Polsce się aż tak bardzo nie widzi, a kontrasty są znacznie mniejsze.

W Santiago bogaci ludzie budują swe domy w ekskluzywnych dzielnicach, z pięknymi ogrodami, basenami, strażnikami, którzy pilnują bezpieczeństwa. W bogatych domach każdy ma swoją (co najmniej jedną) służącą i opiekunkę do dzieci, którymi są Chilijki lub, coraz częściej, Peruwianki, dla których zarobki w Chile są o wiele wyższe niż te w Peru. Kontrasty są ogromne: bogaci rzadko albo wcale spotykają się z biednymi: bogaci mają swoje kluby sportowe i swoje supermarkety, swoje restauracje i szkoły, do których nie mają dostępu ludzie z nizin społecznych. Są to dwa osobne światy, które mają ze sobą niewiele wspólnego i zdaje się, że obydwa funkcjonują w sposób zupełnie niezależny od siebie.

Biedne dzieci chodzą do publicznych szkół, po których mogą sobie tylko pomarzyć o uniwersytecie. Natomiast bogate dzieci chodzą do prywatnych szkół (niemieckich, angielskich itp.), w których miesięczne czesne czasami dochodzi do 1 000 USD. Potem dostają się na prywatne uniwersytety albo nawet wyjeżdżają na studia do Europy lub do Stanów Zjednoczonych. I oczywiste jest, że nigdy nie spotkają się ze swoim rówieśnikiem z biednych dzielnic.


Bogate dzielnice na wschodzie Santiago:
La Reina, Las Condes, Vitacura, Lo Barnechea
.

Z łatwością można zaobserwować jak zmienia się miasto przemierzając je z zachodu na wschód: na zachodzie Santiago znajdują się ubogie dzielnice, do których zaleca się samemu nie wybierać na spacery. Kierując się bardziej na wschód krajobraz zmienia się nie do poznania: nagle ni stąd ni zowąd wyrastają potężne oszklone wieżowce, domy jednorodzinne z pięknymi ogrodami, nagle na ulice wyjeżdżają ekskluzywne jeepy, a w cieniu drzew spacerują z pieskami starsze panie o włosach koloru blond i podejrzanie jasnej karnacji. Jeśli zaczęłoby się rozmowę z taką pania, na pewno pierwszą rzeczą, jaką by uraczyła swego rozmówcę, byłoby dokładne opisanie swojego drzewa genealogicznego, z naciskiem na swój niemiecki lub francuski rodowód i europejskie nazwisko.


Jednym z hobby takich pań jest „REMATE”, czyli aukcje. Czasem majętne rodziny decydują się wystawić na aukcję antyczne meble, obrazy, lampy, fotele w stylu Ludwika XIV, gobeliny, serwisy itp. Wszystko oczywiście przywiezione przez pradziadków z dalekiej Europy, najlepiej z Francji lub Anglii, najlepszej jakości.
Bogaci i starsi mieszkańcy Santiago (zazwyczaj mieszkańcy dzielnicy Providencia oraz innych dzielnic bardziej na wschód od Providenci) lubują się właśnie w takich luksusach. Więc ja też się skusiłam i poszłam na taką aukcję. Oto zdjęcia i dowód na to, jak majętne rodziny żyją sobie w tym biednym kraju Trzeciego Świata:





2 komentarze:

Anonimowy pisze...

siła kontrastów, nie da sie ukryć. na prawde nie ma w Santiago de Chile dzielnicy takiej, że się tak wyrażę pół na pół?

Anonimowy pisze...

Właśnie te kontrasty między biedą a bogactwem mnie najbardziej w Kolumbii szokowały. Jakbym się znalazła w XIX wieku, służące, trzystumetrowe mieszkania, oryginaly na ścianach... W Europie największą klasą społeczną jest klasa średnia, a tam to zaledwie mały procent społeczeństwa. Na szczęście rodzice Chiquita właśnie do niej należą, ale ma on też w dalszej rodzinie kilku naprawdę bogatych ludzi. I dziwna rzecz, jakoś byłam co do nich z góry uprzedzona, aż sie na mnie Chiquito o mało obraził:). Choć potem się okazało, że to oczywiście przemili ludzie, a na skrzyżowaniach zawsze dają banknoty żebrzącym uchodźcom ze swoich opancerzonych samochodów. Chyba po prostu byłam zbyt wstrząśnięta, te obdarte matki z dziećmi przed pent-hausowymi apartamentowcami. Naprawdę, czasami się wcale nie dziwię, że do dziś jest tylu młodych marksistów na uniwersytetach Ameryki Łacińskiej, któzy o naszych fatalnych doświadczeniach z komunizmem nie mają pojęcia i czepiają się tej myśli jako jedynego rozwiązania.