czwartek, 22 listopada 2007

Survival – jak przeżyć w metrze


…kiedy temperatura sięga 35 stopni!

Gazeta "El Mercurio" z dn. 21 listopada 2007


O dziewiątej nad ranem jest 23 stopni, co jest dużą przasadą jak na połowę listopada. Normalne temperatury w tym okresie i o tej godzinie wahają się w okolicach 10 stopni. Mieszkańcy Santiago o tej porze roku nie są przyzwyczajeni do takiego upału, który jest normalny, lecz tylko na północy Chile, w stolicy natomiast jest ewenementem. Gazety podają, że tak wysokich temperatur nie notowano w Santiago od 1913 roku! Takie niespotykane upały są częściowo wywołane przez fenomen klimatyczny zwany „La Niña” (mówią o niej pieszczotliwie „Dziewczynka”, ciekawe dlaczego?) związany z obniżeniem temperatury w Pacyfiku i jej podwyższeniem w dolinach.

Najgorzej przetrwać taki upał w metrze. W związku z wprowadzoną w lutym tego roku reformą komunikacji miejskiej (słynne „TRANSANTIAGO”, na które mieszkańcy stolicy narzekają do dzisiaj i wydaje się, że szybko nie przestaną), metro jest zazwyczaj tak przepełnione, że czasem można stracić plecak przytrzaśnięty przez drzwi, ale i tak należy się cieszyć, że samemu udało się wsiąść. I niewiele zmienia fakt, że metro kursuje niezwykle często: średnio czeka się niewiele ponad minutę na kolejne (z taką częstotliwością przynajmniej jeździ na głównej linii numer 1).

I jakby nie było mało, że sama komunikacja funkcjonuje źle, to jeszcze do tego wczoraj po godzinie 18 wieczorem zanotowano prawie 35 stopni w metrze!


Survival na ulicach centrum też trzeba mieć nieźle opanowany: aby nie przykleić się trampkami do chodnika, kiedy czeka się na czerwonym świetle, należy uciec w najbliższą strefę cienia, nawet gdy jest ona znacznie oddalona od przejścia dla pieszych. Ponadto lody, woda i słynne w Chile mote con huesillos, czyli typowy napój bezalkoholowy, idealny na upały i bardzo słodki. Dużo jest w nim ziaren pszenicy, a do tego cała brzoskwinia (niekiedy nawet z pestką). Obowiązkowo cukier i cynamon. Oprócz tego, że mote con huesillos zabija pragnienie, można się tym porządnie najeść.



Osobiście nie narzekam. Jeszcze niedawno budziłam się z widokiem śniegu za oknem i termometrem wskazującym temperaturę poniżej zera. Więc niech sobie Los Santiaguinos narzekają, że im za gorąco i niech sobie moczą stopy w fontannach z terrorem w oczach, ja i tak nie zamieniłabym tego upału na żadną inną pogodę!

Gazeta "El Mercurio" z dn. 21 listopada 2007

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Ola nie mogę w to co piszesz wprost uwierzyć:-)pomysleć. że w Poznaniu zimno i trzeba chodzić w czapkach i szlikach. Zazdroszczę Ci , uwielbiam wysokie temperatury a najbardziej gdy słońce wżera mi się pod skórę:-)

Aleksandra pisze...

i wlasnie dlatego lubie spedzac zime w Chile! A jak wroce to akurat na poczatek wiosny w Polsce. Moglabym tak przez cale zycie!

Anonimowy pisze...

Ciekawe dlaczego w Kolumbii mówią na ten fenomen pogodowy w rodzaju męskim, El Niño... ?
A swoją drogą też ci zazdroszczę! Ja jestem chyba jakaś dziwna, ale uwielbiam upały, i kiedy wszyscy w koło wieszają psy na pogodzie, ja wesoło wyciągam moje najlepsze letnie ciuszki, prawie się nie pocę, nawet do pracy nie przeszkadza mi chodzić. A najbardziej uwielbiam wieczory po takim upalnym dniu:)
A jaka jest zima w Chile? Pada w ogóle śnieg? Mają ludzie np. ogrzewanie w domach, czy go nie potrzebują?

Aleksandra pisze...

Czesc Polaquita,
fajnie, ze tu zagladasz! Z ogrzewaniem jest tak: jest potrzebne, ale ludzie raczej go nie maja w domach. Nie mam pojecia jak jest w Kolumbii, ale tutaj najzimniejsze miesiace to lipiec i sierpien, temperatura w okolicach zera i raz na jakas dekade snieg (z tego co slyszalam, bo sniegu jeszcze w Santiago nie widzialam, no chyba, ze na szczytach Andow). Te dane oczywiscie dotycza tylko Santiago, bo zupelnie inaczej wyglada zima w Arice (na samej polnocy Chile), a zupelnie inaczej w Punta Arenas (na poludniowym krancu Chile). Ogolnie w drastycznej sytuacji podczas zimy znajduja sie przede wszystkim mieszkancy poblaciones, no bo jak mozna ogrzac dom, ktory ma dach z blachy lub tektury?

Anonimowy pisze...

W Kolumbii nie ma pór roku, dlatego pogoda zależy wyłącznie od wysokości.. No i oczywiście od tego, czy pora jest sucha czy deszczowa, ale ja się w tym za bardzo nie orientuję, na dodatek El Nino wszystko jeszcze dodatkowo zamiesza:)
ja akurat podczas ostatniego pobytu trafiłam na wyjatkowo paskudną pogodę i muszę powiedzieć, że dość wymarzłam w Bogocie (zwłaszcza wieczorami, bo w domach też oczywiście nikt ogrzewania nie ma).
Ale za to wystarczą dwie godziny samochodem w dół - i zaczyna się Tierra Caliente, tropikalny raj! Mogłam tam wygrzać kości dowoli:)
Ale muszę powiedzieć, że gdybym mieszkała w Kolumbii, obojętnie czy w górach czy w tropiku, brakowałoby mi jednak pór roku. Te pory deszczowe i suche są zbyt nieprzewidywalne... A tak fajnie jest cieszyć się na śnieg, a potem na wiosnę:)