wtorek, 29 stycznia 2008

Cukrowa kurtyna




Kto z Was nie zna piosenki Jacka Kaczmarskiego pt. “Nasza klasa”, ręka do góry. Przypuszczam, że każdy kojarzy choć trochę ten tekst:

Co się stało z naszą klasą?
Pyta Adam w Tel-Avivie,
Ciężko sprostać takim czasom,
Ciężko w ogóle żyć uczciwie -
Co się stało z naszą klasą?
Wojtek w Szwecji, w porno klubie
Pisze - dobrze mi tu płacą
Za to, co i tak wszak lubię.

Kaśka z Piotrkiem są w Kanadzie,
Bo tam mają perspektywy,

Staszek w Stanach sobie radzi,

Paweł do Paryża przywykł,

Gośka z Przemkiem ledwie przędą,

W maju będzie trzeci bachor.

Próżno skarżą się urzędom,

Że też chcieliby na Zachód.

Lista osób mieszkających na Zachodzie lub marzących o Zachodzie ciągnie się w piosence przez jeszcze parę kolejnych zwrotek. I choć tekst ten z powodu swoich lat mógłby wydawać się całkiem wytarty, to jednak wcale tak nie jest. Słowa Kaczmarskiego zadziwiają aktualnością: wielka emigracja od czasów Mickiewicza i Słowackiego, przez epokę Kaczmarskiego, aż do tej naszej współczesnej ery sławnych hermanitos gemelos, przychodzi falami i falami wylewa się z naszego kraju.

Jednak nie my pierwsi i nie ostatni.



Wczoraj byłam na filmie “El telón de azúcar”, czyli “Cukrowa kurtyna” w kinie Normandie w centrum Santiago. Uwielbiam takie kameralne kina! Przypomina mi ono kino Tatry w Łodzi: drewniane, trzeszczące i niewygodne krzesła, stary bileter – okularnik w okienku, zapach ubiegłego wieku wymieszany z dymem papierosów, no i oczywiście ta niesamowita publiczność… Czyli sześć osób na krzyż, w tym jedno małżeństwo staruszków, którzy odkładają każde peso z emerytury na bilet do kina, jakaś samotna kobieta w dużym koku, pan w wytartej marynarce i pewnie z dziurą w skarpecie oraz jakieś dwie nastolatki, które (mogę się założyć) właśnie uciekły z lekcji.

No i taki trochę niszowy film o cukrowej kurtynie. Ale o co w ogóle chodzi?

Dlaczego zaczęłam od tej piosenki Kaczmarskiego? Otóż w “Cukrowej kurtynie” w jednej z ostatnich scen pojawia się pewien trzydziestolatek, który opowiada o swoich przyjaciołach ze szkolnych lat: “Carlos mieszka w Miami, María w Paryżu, Carolina i Patricia w Toronto, Jaime w Rzymie, Ignacio w Nowym Jorku, a Juan i Xaviera w Sydney” (cytuję oczywiście z pamięci).

Lecz kim właściwie są Carlos, Carolina, Ignacio czy Jaime? I o czym w ogóle jest ten film? Proszę o chwilkę cierpliwości, już wyjaśniam.

Film dokumentalny “Cukrowa kurtyna” nakręcony w 2005 roku przez Camilę Guzmán Urzúa (Chilijkę z urodzenia, Kubankę z sentymentu) opowiada o dzieciństwie spędzonym na łonie wiecznie słonecznej i idealnej Kuby. Camila Guzmán Urzúa (rocznik 1971) jest córką znanego dokumentalisty chilijskiego Patricio Guzmána, która w wieku dwóch lat opuściła Chile w celu zamieszkania ze swoimi rodzicami w Hawanie. Uchodźcom politycznym rząd kubański oferował wówczas darmowe i umeblowane mieszkania oraz narodowość kubańską od ręki.

Camila, po prawie dwudziestu latach spędzonych na Kubie, czuła się prawdziwą Kubanką: mówiła z kubańskim akcentem, myślała również w podobny sposób jak inni mieszkańcy tego “raju na ziemi”. Jej wspomnienia z dzieciństwa przepełnione są wiarą w ideały. Jednak na początku lat dziewięćdziesiątych Camila opuściła wyspę (zaczęła studia w Londynie, później współpracowała jako asystent przy kręceniu filmów w różnych krajach Europy, obecnie mieszka w Paryżu) i wróciła na Kubę po kilkunastu latach nieobecności w celu nakręcenia dokumentu o utraconych ideałach i marzeniach.



W filmie biorą udział jej przyjaciele ze szkolnych lat, którzy tak jak i ona, w złotych latach Kuby (kiedy niczego nie brakowało, ludzie żyli w dostatku i nie troszczyli się ani o pracę ani o pieniądze), chodzili do szkoły, gdzie uczono ich, by byli tacy jak Che.

Przed rozpoczęciem każdego dnia w szkole dzieci z radością odśpiewywały hymn na cześć Kuby, kraju mlekiem i miodem płynącym. Tak mniej więcej wyglądała Kuba, gdy Camila w roku szkolnym 1978 – 1979 szła do pierwszej klasy.

Teraz, po kilkunastu latach, Camila wróciła na Kubę, by nakręcić film, w którym opowiada o rozczarowaniu całej generacji ludzi takich jak ona. Dzisiejsza Kuba w “Cukrowej kurtynie” daje o sobie nie najlepsze świadectwo: zapuszczone budynki, brudne ulice, odrapane i zniszczone domy, w których mieszkają Kubańczycy pozbawieni złudzeń i bez szans na kupno mleka. Wielkie marzenie o rewolucji zostało tylko wyblakłym transparentem gdzieś na zgliszczach miasta, które kiedyś pewnie mogło i zachwycać, lecz dziś należy mu się tylko współczucie.

W filmie Camili Guzmán występują jej przyjaciele ze szkoły, lecz tylko ich niewielka część została na Kubie. Dwa miliony osób z generacji Camili (dzisiejszych trzydziesto i czterdziestolatków) wyjechały w poszukiwaniu lepszych perspektyw, tak jak to czyni obecnie spora grupa Polaków. Wszystkich tych ludzi łączy jedno: zostali wychowani w wierze w rewolucję, w złotym okresie Kuby, która po roku 1989 zdecydowanie zmieniła swoje oblicze. Dziś byli entuzjaści Che uciekają do Miami, mimo że kilkanaście lat temu pisali w swoich szkolnych wypracowaniach słowa nienawiści wobec imperialnej polityki USA.


PS. Moment godny odnotowania: krótko po rozpoczęciu projekcji filmowej (oczywiście nie obyło się bez małego poślizgu: chyba stuletni projektor się zaciął) pojawiła się krótka scena dokumentująca wizytę Fidela Castro w Santiago de Chile. Czarno – białe postaci kubańskiego przywódcy i jego chilijskiego odpowiednika Salvadora Allende jechały samochodem w czarno – białym centrum Santiago. Nagle na sali kinowej rozległy się głośnie oklaski. Trwały dość długo, dopóki nie zmieniła się scena filmu. Potem cisza i ciemno, na sali mrok, a ja się tylko zastanowiłam przez chwilę czy było to małżeństwo staruszków czy pani w koku czy może pan w wytartej marynarce.



trailer filmu



Brak komentarzy: