czwartek, 31 stycznia 2008

Lector in fabula, czyli trochę na Wasz temat



Mój pomocnik do spraw lustracji Google Analytics


Raz na jakiś czas zaglądam na taką pomocną stronę Google Analytics, żeby dowiedzieć się czegoś na Wasz temat. Za pomocą tej strony mogę na przykład odkryć jakim sposobem trafiliście na tego bloga, skąd jesteście, co Was interesuje, przy którym poście posiedzieliście trochę dłużej itp. W ten sposób czuję, że nie zawsze moje pisanie jest jak rzucanie grochem o ścianę – ku mojej wielkiej radości jest Was sporo, Czytelnicy! Cieszę się z tego ogromnie, bo nie spodziewałam się, że taki niespełna czteromiesięczny, raczkujący bobas, może mieć tyle wizyt!

Ale od początku: największa grupa osób odwiedzających ten blog znajduje się oczywiście w Polsce (i nie ma się tu czemu dziwić!). Zapewne zawdzięczam to mojej rodzinie i przyjaciołom, że to właśnie z Łodzi jest najwięcej czytelników, troszkę mniej z Warszawy, prawie tyle samo z Krakowa i Poznania, a tuż za nimi Katowice, Wrocław oraz wiele wiele innych miast większych i mniejszych!

Zaraz po Polsce przychodzi kolej na Hiszpanię! Ilu Polaków się znajduje na tym przepięknym Półwyspie! W Granadzie, Madrycie, Burgos, Barcelonie! Po prostu czuję się, jakbym dysponowała danymi dotyczącymi statystyk emigracji polskiej za granicą (bo przypuszczam, że Hiszpanie nie czytają tego bloga po polsku).

Z tajnych danych, którymi dysponuję, mogę również wywnioskować, że spora liczba osób, które odwiedzają ten blog, mieszka w Anglii i Irlandii, a także w Stanach Zjednoczonych oraz w Niemczech. Przypadkowy, przelotny i pewnie zabłąkany czytelnik z Indii chyba tylko na chwilkę tu wdepnął, po czym w ciągu niecałej sekundy ulotnił się wystraszony przez dziwne znaki polskiego alfabetu, ale mimo wszystko mój system dochodzeniowo-lustracyjny Google Analytics i tak go namierzył (nikt nie może czuć się bezpieczny!).

A dla mnie tym większa radocha, że nawet można wpaść na ten blog w dalekich Indiach.

Dużą ciekawostką jest zawsze dla mnie odkrycie “słów kluczowych”, za pomocą których tutaj trafiliście. Każdy wklepuje sobie bez skrępowania temat, który go interesuje, bez myślenia o późniejszych konsekwencjach, a tu CAP!, mój pomocnik do spraw lustracji pomaga mi namierzyć każdy Wasz podejrzany krok:



na przykład ktoś wpisuje “angielski dżentelmen znaczenie” i nie wiedzieć czemu trafia na stronę http://mi-chile-querido.blogspot.com/. Albo inna osoba (pewnie poddenerwowana brakiem pomysłów) pyta w Google: “co dziś na podwieczorek?”. Kurczę, aż mi głupio, że ktoś, kto szukał konkretnej odpowiedzi na frapujące pytanie, trafił na ten blog bez żadnych pożytecznych wskazówek! A już zupełnie czuję własną niemoc, gdy nie potrafię pomoć osobie chcącej się dowiedzieć: “czy da się zjeść cynamon?

Tym bardziej nie potrafię znaleźć sensownej odpowiedzi na to, jak Google mogło zaproponować mój blog w ofercie odpowiedzi na to oraz masę innych pytań! Podobne wątpliwości nasuwają mi się, gdy dowiaduję się o takich “słowach kluczach” doprowadzających do tego bloga i sprawiających, że czuję się osobą niekompetentą w temacie:

hobbi dla pań”, “nagie męskie torsy”, “geny niemców”, “indianie choroba jaja”, “majtki na lewą stronę”, “obrona architektów krajobrazu grudzień 2007”, “podanie o obniżenie czesnego”, “rok temu pod pałacem kultury była choinka zdjęcia”, “strój freda flinstona”, “w jakich kieliszkach lub szklankch podawać napoje?”, “wybory 2007 w zawoi zdjęcia tych co wygrali”.

Przepraszam wszystkich, którzy próbowali znaleźć odpowiedzi na swoje pytania na tym blogu i jedyne, z czym się tu zetknęli to wielkie rozczarowanie.

Ale tak trochę bardziej poważnie, to widzę, że jest spora grupa osób, które myślą o przeprowadzce do Chile lub innych krajów Ameryki Łacińskiej. Często pojawiają się pytania o pracę w Chile, poziom życia i zarobki w tym kraju oraz czy łatwo można tu zatrudnić służącą. Wiele osób trafia tutaj zastanawiając się, czy rzeczywiście w Chile żyje się jak w Trzecim Świecie. Odpowiem tylko (bazując się na moich doświadczeniach w Santiago), że zależy to od dzielnicy, w której się mieszka.

Ale ogólnie nie jest źle! Wręcz przeciwnie! I o tym staram się pisać.

Drodzy Czytelnicy! Jest dla mnie wielką radością śledzić te wszystkie statystyki i dowiadywać się o Was każdym razem czegoś więcej. Lecz największą moją radością jest to, że wpadacie tu czasem i zostawiacie po sobie jakies ślady. Każde komentarze, które umieszczacie pod tekstem są dla mnie drogocenną wskazówką na temat tego, co ulepszyć, o czym pisać więcej, a w jakich kwestiach mniej przynudzać! Pozdrawiam Was wszystkich, tych, którzy trafili tu z determinacją oraz tych, którzy szukając stroju freda flinstona na chwilę zboczyli z trasy i poświęcili swoje 5 minut na zobaczenie o co tu w ogóle chodzi! Dzięki!




3 komentarze:

Anonimowy pisze...

olu, najwierniejszymi i chyba najbardziej pilnymi czytelnikami jesteśmy my-rodzice.
codziennie rano przed pójściem do pracy włączam komputer i czytam .
Jest mi bardzo smutno gdy nie ma nic nowego, wręcz jestem zła na Ciebie , że nie dostarczyłaś nam
nowej porcji informacji o tym dla nas ,,egzotycznym,, i tak dalekim kraju.
A pozatym czuję w tym co piszesz cząstkę Ciebie, Twoje odbieranie świata , ciekawość i chyba trochę miłości do tego kraju .
Pisz często i dostarczaj nam nowych wrażeń.
mama i tata z Polski , z Łodzi

Anonimowy pisze...

Smiem twierdzic, ze znam duza czesc osob wchodzacych na bloga z Hiszpanii, a tych z Granady znam wrecz wszystkich. :)

PS Tez uzywam Google Analytics i u mnie tez Chile stoi wysoko, a co najdziwniejsze - wejscia sa nie tylko z Santiago...

gajowa pisze...

Olcia, tym mały szpiegu, to jak nie podpisze się i zechcę pozostać "anonimowa" to i tak mnie wytropisz...nici z krytycznych uwag:-)hehe - a mówiąc szczerze - przeczuwałam (znając twoje "lekkie pióro" i oko które potrafi uchwycić na zdjęciach "sedno"), że jak zacznę czytać twojego bloga, najpewniej zachoruję na wyjazd do Chile.
Zatem już teraz uprzedzam, że gdybyś odkryła na lotnisku przy następnym wyjeździe znaczny nadbagaż - to będę ja...spakowana w walizce;-)