poniedziałek, 21 stycznia 2008

Bo fantazja jest od tego...





Przekraczając próg każdego z domów Pabla Nerudy nie można oprzeć się wrażeniu, że mieszkał w nich człowiek, który umiał “dobrze żyć”, smakować każdy dzień dbając o najmniejszy szczegół w swoim otoczeniu. W zeszłym tygodniu odwiedziłam trzeci, ostatni już dom Nerudy, tym razem w Isla Negra. Rok temu poznałam jego dom w Valparaiso, z którego okien rozciąga się panorama na port i statki na Oceanie Spokojnym. Drugi to La Chascona w Santiago, jedyny dom, który nie ma widoku na ocean, w zamian za to piękny ogród i santiaguińską bohemię dosłownie za płotem (w dzielnicy Bellavista).

Natomiast dom w Isla Negra… to już osobna bajka. Na wstępie uprzedzam: dom w Isla Negra (Czarna Wyspa) wcale nie znajduje się na wyspie. Można by długo szukać na mapie czarnej wysepki u wybrzeży środkowego Chile, mniej więcej na wysokości Santiago, ale nawet mocno wytężając wzrok i tak nikomu nie uda jej się znaleźć. Czarna wyspa to po prostu nazwa nadmorskiej wioski wypoczynkowej osadzonej, ku wielkiemu rozczarowaniu, na stałym lądzie kontynentu.




Dom Pabla Nerudy jest dzisiaj muzeum, do którego jak pielgrzymi wędrują wszyscy wielbiciele jego poezji, pary zakochanych, których połączyły ody poety zatrzymują się, by powzdychać przy grobie poety (w którym spoczywa także jego trzecia żona), jednym słowem przemysł turystyczny w pełnym rozkwicie. Sklepik z pamiątkami niewiele mniejszy niż cały dom Nerudy (a ten wcale nie taki mały, mówią, że ma 700 metrów kwadratowych, ale albo nie wszystko zostało nam pokazane, albo w pośpiechu nie zdałam sobie z tego sprawy). Piszę “w pośpiechu”, bo tak właśnie zostaliśmy oprowadzeni po muzeum noblisty. Przewodnik opowiedział nam parę ciekawych anegdot z życia Nerudy (np. na temat jego zamiłowania do kolorowych kieliszków, w których częstował swych gości napojami: podobno twierdził, że nawet zwykła woda w kielichu o zielonym, niebieskim czy czerwonym kolorze nabywa zupełnie innego smaku. Oprócz tego, by w sposób dyplomatyczny poinformować gościa, że czas biesiady już dobiegał końca, nakazywał podawać napoje w bezbarwnych szklankach: był to znak, że czas już się ulotnić).

Najpiękniejsza okazała się jego sypialnia: w miejscu ścian – ogromne okna; za oknami, jak namalowany pejzaż – plaża, skały, spienione fale oceanu... za taką sypialnię oddałabym wiele.

Widok z okna sypialni…


Tak jak pozostałe domy Nerudy, tak i ten skonstruowany jest tak, by każdy, kto do niego wchodzi, odniósł wrażenie, że znajduje się na pokładzie łodzi. Podobno sam poeta nie mógł znosić długich podróży statkiem (cierpiał na chorobę morską), za to w swoim domu, z niskim sufitem, drzwiami, w których nie mieścił się on sam, krętymi schodami i trochę klaustrofobicznymi pomieszczeniami, które miały imitować kajuty na jachcie, czuł się niezwykle bezpiecznie, no i bez ryzyka mdłości.

W swoim domu miał niezwykłą kolekcję masek z całego świata (niektóre zebrane osobiście przez niego podczas jego licznych podróży do Azji, inne, np. te z Afryki, podarowane przez przyjaciół dyplomatów i nie tylko), kolekcję egzotycznych motyli i owadów, fajek, muszli, od których widoku i ilości kręciło się w głowie, oraz wielu innych bibelotów, których wartość tkwi w ich urodzie i niepowtarzalności. Najpiękniejszą muszlą z kolekcji poety okazała się jednak muszla klozetowa. Nawet ona budziła zachwyt: cała z porcelany wymalowana w kwieciste motywy. Z pewnością chwile spędzone w wychodku były dla poety momentami, w których również szukał natchnienia.

Nie mogło mu go też zabraknąć wówczas, gdy kontemplował w swych pokojach bajeczne galiony, ozdoby dziobowe stosowane na starych, dużych żaglowcach , w postaci okazałych rzeźb umieszczanych pod bukszprytem. Te, których było najwięcej w domu poety, przedstawiały nagie figury kobiet – w takiej atmosferze rzeczywiście można tworzyć wielkie dzieła!


Ta figura ma na imię Guillermina, tak jak miała na imię babcia Daniela.
To na jej cześć Neruda nazwał tak ten drewniany galion przywieziony z Peru.




Nauka płynąca z odwiedzin domów Pabla Nerudy? Należy nauczyć się “dobrze żyć”, żyć według swoich kaprysów i niestworzonych zachcianek, dając upust fantazji i swoim widzimisię. Czy nie można umilać sobie każdego dnia patrząc na kwiaty wymalowane na muszli klozetowej?


1 komentarz:

Anonimowy pisze...

chcialabym tak zyc!!!!!!!!
Miec taka fantazje, korzystac z zycia ile sie da.
I umiec tak pieknie pisac.