poniedziałek, 21 stycznia 2008

Kontrasty życia pozagrobowego





Główny cmentarz w Santiago jest dla mnie metaforą tego miasta, jego miniaturą oddającą z wielką siłą kontrasty społeczne, których nie da się tu nie zauważyć już na pierwszy rzut oka.

Jest miniaturą miasta, ponieważ w kwadrans można pokonać dystans dzielący martwych bogatych od martwych biednych (ale czy samym martwym robi to jakąś różnicę?).



Mauzoleum w eleganckiej części cmentarza:
czy tu spoczywa Tutanchamon?


Grób czy prywatny zamek?



Część cmentarza, w której spoczywają majętni mieszkańcy miasta wygląda jak muzeum: style architektoniczne mauzoleów mieszają się ze sobą wśród cienistych alejek: mauzoleum w stylu gotyckim sąsiaduje z innymi w stylu egipskim, renesansowym, neoklasycznym; figury płaczących aniołów stoją niedaleko posągów sfinksa... No cóż, czy można komuś zabronić, by postawił sfinksa na straży zmarłego? Przecież zmarłym się nie odmawia.
Widać w tym wszystkim zachwyt tym, co europejskie, wyrafinowane, „wysokie” i gustowne. Takie też są domy wielu zamożnych mieszkańców Santiago: meble jakby wyciągnięte z jakiegoś francuskiego muzeum, fotele w stylu Ludwika XIV, nieważne już jest czy meble te są, czy nie są z tej samej bajki (epoki), ważne, żeby pachniało Europą. Tak też trochę wygląda bogata część cmentarza. Jest po prostu bardziej europejsko niż w samej Europie. Co z pewnością cieszy snobistyczną klasę zamożnych w Chile. Nazwiska osób pochowanych w ogromnych mauzoleach też najczęściej nie są chilijskie, tylko francuskie, włoskie, niemieckie. Można zatem sobie wyobrazić, że europejska emigracja miała się tu dobrze (i chyba ma się do dziś), skoro większość z nich spoczywa w grobach o rozmiarach, jakich nie powstydziłyby się jednorodzinne domy.

No ale przespacerujmy się kawałek dalej... Wszystko jest piękne, dostojne i eleganckie, ale tylko do pewnego momentu, kiedy nie przekroczy się granicy (czyli muru, w którym również pochowani są zmarli, ale ci już w systemie szufladkowym, bardziej oszczędnie), za którą pojawia się cmentarz biednych.

Ten z kolei przypomina bardziej zgliszcza po występie objazdowej grupy cyrkowej. Zdumiewa kolorystyka tej części cmentarza, która kontrastuje z dystyngowaną szarością dzielnicy bogatych zmarłych.

Estetyka ludu: kolorowo ubrane choinki świąteczne, flagi ulubionych klubów piłkarskich, maskotki, lalki, świecidełka, kolorowe wiatraki, srebrzyste łańcuchy i ozdoby choinkowe, plastikowe kwiaty, których wyblakły kolor może być tylko znakiem, że kiedyś z pewnością wyglądały „jak żywe”.
Estetyka kiczu, choć trochę nie wypada nazywać tego kiczem, bo za dużo w tym smutku i nostalgii. Intensywność kolorów, jak na bazarze, albo podczas przedstawienia cyrkowego, a jednocześnie cmentarna cisza i żal po utracie bliskich. Może to jakoś ze sobą nie współgra, ale efekt jest zdumiewający: trochę jakby widzieć płaczące dziecko podczas wygłupów clowna.


Cmentarna estetyka ludu



W tej biednej części cmentarza znajduje się również grób Victora Jary, piosenkarza zamordowanego przez juntę w kilka dni po zamachu stanu, Violety Parry, słynnej chilijskiej pieśniarki, nawet taki komunista jak Pablo Neruda znalazł się tu przypadkiem, ale w parę lat po śmierci jego zwłoki przeniesiono do grobu przy jego domu w Isla Negra (podobno zawsze lubił mieć widok na morze).


Ten oznaczony na czerwono grób to miejsce spoczynku
Victora Jary.

Oczywiście w cmentarnych slumsach.


W tej części cmentarza noblista nie miał widoku na morze.


Cmentarz, Santiago w miniaturze: jego kontrasty, jego dwa osobne światy: bogatych i biednych, którzy żyją zupełnie obok siebie, jednak niewiele o sobie wiedzą nawzajem. I tak, jak za życia biednego nigdy nie będzie stać na wynajęcie czy kupno mieszkania w dzielnicy bogatych, tak nawet po śmierci nie będzie on mógł liczyć na awans klasowy: opłata za grób w eleganckiej części cmentarza zawsze będzie przerastać jego możliwości.


Makabryczna laleczka, ciarki przechodzą po plecach…



Zaszufladkowani



Polski akcent na cmentarzu: grób Ignacego Domeyki,
rektora Uniwersytetu Chilijskiego

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Moze to makabrycznie zabrzmi, ale... uwielbiam ten cmentarz w Santiago. Tyle rzeczy tam mozna odkryc, tyle w mim historii, zwyczajow i legend odnalezc...

Aleksandra pisze...

Wcale nie zabrzmialo to makabrycznie! Ja tez uwielbiam ten cmentarz! Za kazdym razem odkrywam w nim cos nowego... Slyszales, ze organizuja tam toury nocne dla turystow spragnionych wrazen... Coz, na taki tour po cmentarzu bym sie nie wybrala, ale czego to sie nie wymysli, by znalezc nowe zrodlo dochodu... Na turystach nawet cmentarz moze sie wzbogadzic.